- Kup mi, tatulu, piórko Finista Jasnego, cud-sokoła - zażyczyła sobie najmłodsza córka pewnego wdowca. A brwi miała sobole, oczy sokole, włosy bujne i złote, w długą splecione kosę.


Tak zaczyna się jedna z najpiękniejszych baśni, które czytałem w dzieciństwie. Baśń, którą rozpoczyna marzenie o prezencie. Wdowiec wyruszy po piórko, a czytelnik towarzysząc mu może podziwiać niezwykłe, mroczne, secesyjne rysunki Iwana Bilibina.

Z Rosji tylko baśnie

„Piórko Finista Jasnego, cud-sokoła”, zbiór baśni, które namiętnie czytałem jako młody człowiek, wydano w Moskwie, w wydawnictwie Raduga, w 1983 roku. Po polsku. Ten bibliograficzny fakt dzisiaj wybrzmiewa grozą. W Polsce stan wojenny, a oni tam naszym, polskim dzieciom, baśnie o piórach cud-sokołów i Iwanie Carewiczu, drukują. Złoczyńcy! Szubrawcy!

Rzeczy jednak zmieniają swoje znaczenia, baśnie, którymi się zachwycałem jako dziecko, dzisiaj budzą nostalgię, ale też zdziwienie, stawiają pytania o treści w nich ukryte. Mimo pewnych podejrzeń i dorosłych nieufności, wspomnienie historii Finista Jasnego, cud-sokoła, to dla mnie wspomnienie czasów przyjemnych, gdy marzyło się o tym, co znajdzie się „pod choinką” i co „przyniesie Mikołaj”.

Dziś piórkiem Finista Jasnego, cud-sokoła, są dla mnie książki. Bo to one cieszą, choć przecież mógłbym mieć już dość. Książek mam wiele. Ale nie ma czegoś takiego jak „zbyt wiele” książek. Tylko półek jest zbyt mało, ściany są za niskie, a kupno większego mieszkania dla postawienia w nim nowych regałów wydaje się jednak pomysłem ekstrawaganckim. Mimo to, wciąż pożądam książek. A jakie książki najbardziej ucieszyłyby moje oczy i duszę „pod choinką”? Oto one.

Prozaicy moich lat durnych

Wydawnictwo Noir Sur Blanc od kilku lat obdarowuje nas niezwykłymi „wydaniami kolekcjonerskimi” dzieł Umberto Eco. Tym razem na moje półki wpycha się „Wahadło Foucaulta” w przekładzie Adama Szymanowskiego. To już szóste wydanie tej wspaniałej powieści. Tym razem w niewielkim, kieszonkowym formacie, z barwionymi brzegami stron i twardą, przezroczystą obwolutą, dołącza do trzech już wydanych „kolekcjonersko” dzieł Eco. Staram się nie fetyszyzować książek, traktować je jak przedmioty użytku codziennego, ale nie zawsze mi się to udaje. W tym przypadku przepadłem, bo przepadam za taką estetyką i jakością.
 

Wahadło Foucaulta nowe wydanie
 

Przepadam za zatapianiem się w lekturze. Pisarzem, który - obok Umberto Eco - towarzyszy mi od „górnych i durnych” lat młodzieńczych jest Salman Rushdie. Jeden z najsłynniejszych twórców naszych czasów. I autor, który wydaje mi się być jednym z najrzadziej czytanych - zwłaszcza proporcjonalnie do rozpoznawalności.

Na księgarnianych półkach znajdziecie dwie nowe książki Rushdiego. Pierwsza to zbiór esejów „Języki prawdy” (tłum. Katarzyna Karłowska), druga to jego nowa powieść - „Miasto zwycięstwa” w przekładzie Jerzego Kozłowskiego. To jedna z niewielu książek, na które naprawdę w tym roku czekałem. Po wielkim rozczarowaniu, jakim okazały się „Noce zarazy” Orhana Pamuka (przekład Piotra Kawuloka), mam nadzieję, że chociaż Rushdie nie zawiedzie moich oczekiwań na wielką, epicką, baśniową opowieść.

Pamuk przez kilkaset stron opowiadał historię opartą o dość banalną metaforą i prostackie - jak na takiego mistrza - nawiązania do współczesności. Rushdie, który nigdy nie ukrywa, że jest pisarzem opisującym współczesność za pomocą metafor, ma w swoim pisaniu więcej magii, a jego opowieści są o wiele mniej oczywiste niż większości znanych mi twórców i twórczyń. „Miasto zwycięstwa” zatem sam sobie pod choinkę wkładam.
 

Miasto zwycięstwa Rushdie
 

Rushdie i Calvino na tropie prawdy

W eseju „Proteusz”, będącym jednym z tekstów zamieszczonych w „Językach prawdy” Rushdie pisze, że bycie twórcą to zmaganie się z „wielką, bezkształtną, mutującą kluchą”, czyli światem. Zdaniem autora „Dzieci północy” powinniśmy ufać tylko tym autorom, którzy pokazują nam, że „kształt, jaki nadają klusze, jest tymczasowy”. „Lepiej zaufać im niż tym, którzy udają, że świat jest lity jak skała”. Skała kruszeje, a postawione na niej domy mogą się zawalić. Warto dać przyzwolenie na niestabilność w literaturze, pisze Rushdie.
 

Języki prawdy Rushdie
 

Cofnijmy się o kilkadziesiąt lat. „Zabierasz się do czytania nowej powieści Itala Calvina „Jeśli zimową nocą podróżny”. Rozluźnij się. Wytęż uwagę. Oddal od siebie każdą inną myśl. Pozwól, żeby świat, który cię otacza, rozpłynął się w nieokreślonej mgle. Drzwi lepiej zamknąć: tam zawsze gra telewizor”.

Pamiętacie, gdy po raz pierwszy przeczytaliście początek powieści Calvina „Jeśli zimową nocą podróżny”? To przełożone przez Annę Wasilewską dzieło wraca do nas co jakiś czas w nowych wydaniach. W tym roku powróciło z okazji setnej rocznicy urodzin pisarza i oczywiście trafiło na moją półkę. Mimo tego, że posiadam dwa poprzednie wydania. Cóż - lubię czasem mieć książki na wypadek, gdybym zgubił jeden egzemplarz.

Calvino napisał książkę, która realizuje postulat Rushdiego. Książkę, w której upomina się o czytelnika dającego przyzwolenie na niestabilność w literaturze. Pisze autor „Niewidzialnego miasta” do czytelnika:
 

„Spostrzegasz, że książkę daje się czytać, niezależnie od tego, czego spodziewałeś się po autorze, zaciekawia cię sama powieść, a nawet, jeśli się dobrze zastanowić, wolisz mieć przed sobą coś, czego nie potrafisz jeszcze dokładnie określić”.


Wierzę, że być wśród ludzi czytających, to być wśród tych, co wolą mieć przed sobą coś, czego nie potrafią jeszcze dokładnie określić. Jak nasza przyszłość, jak nasz cały świat.

Rushdie pod koniec wspomnianego wcześniej eseju postuluje, że „wszystko trzeba przerobić, wszystko trzeba starannie, od nowa przemyśleć, jeszcze raz sobie wyobrazić i jeszcze raz napisać”. Inaczej - jako ludzkość odniesiemy żenującą porażkę.
 

Jeśli zimową porą podróżny
 

Świat wymyślimy od nowa

O tym, że nasz świat trzeba przemyśleć na nowo przypomina nie tylko Rushdie, ale też Greta Thunberg, która w „Książce o klimacie” daje nam - z pomocą wielu wybitnych postaci - narzędzie do rozumienia zmian, jakie zachodzą w otaczającym nas świecie. Znajdziecie tam nie tylko teksty naukowców, ale też pisarzy i pisarek, jak choćby Margaret Atwood, która pisze o swojej książce, „Oryks i Derkacz”. To powieść fantasy w której „ludzie zostali zastąpieni przez lepszy model: ludzi pozbawionych katastrofalnych wad i pragnień, które doprowadziły nas do obecnego położenia”. W fikcji wszystko jest możliwe, natomiast w życiu - jak zauważa Atwood - musimy wziąć się do roboty.

Wyposażeni w wiedzę, którą może nam dać „Książka o klimacie”, będziemy z pewnością o krok bliżej, do szczęśliwego rozwiązania problemów tego świata. Brzmi patetycznie i naiwnie? Musimy czerpać nadzieję, ciemne chmury na horyzoncie nie są - mam nadzieję - ostatnim przeznaczonym nam widokiem.
 

Książka o klimacie Greta Thunberg
 

O tym, że literatura daje narzędzia do oporu, walki, ostrzega nas przed konsekwencjami zaufania populistycznej władzy, czy fascynacji wiele obiecującymi satrapami, pisze Azar Nafisi w jednej z najlepszych książek, jakie w tym roku przeczytałem, czyli w „Czytaj niebezpiecznie. Wywrotowa siła literatury na burzliwe czasy” (tłum. Dawid Czech). Zamierzam kupić sobie jej drugi egzemplarz, na wypadek, gdyby ten, który posiadam uległ destrukcji w wyniku zaczytania.

Nafisi, irańską literaturoznawczynię, mogliście poznać już dzięki wydanej na początku XXI wieku książce „Czytając Lolitę w Teheranie” (tłum. Ivonna Nowicka i Joanna Pierzchała). To autobiograficzna opowieść, w której autorka opisuje swoje życie w Iranie i pokazuje jak można interpretować literaturę, w jaki sposób szukać w niej odpowiedzi na nurtujące nas pytania, i wreszcie - co lektura książki robi z nami, zależnie od miejsca i czasu, w którym tejże lekturze się oddajemy. „W którymś momencie prawda na temat przeszłości Iranu stała się równie nieistotna dla ludzi, którzy nią zawładnęli, jak nieistotna jest historia Lolity dla Humberta”, pisze Nafisi. Obie książki - „Czytaj niebezpiecznie” i „Czytając Lolitę…” włożyłbym pod choinkę. Każdemu.
 

czytaj niebezpiecznie Azar Nafisi
 

Baba i chłopka piszą historię Polski

„Ci co wydali pierwszy rozkaz do walki/ niech policzą teraz nasze trupy”, pisała w wierszu „Niech liczą trupy” Anna Świrszczyńska, jedna z najważniejszych poetek XX wieku. Do podchoinkowego stosu dołożyłbym olbrzymi - liczący ponad 900 stron - zbiór jej wierszy, zatytułowany w sposób przewidywalny „Poezje zebrane”. Wiersze zebrał redaktor Adam Pluszka, posłowie napisała Aldona Kopkiewicz (wiersze Kopkiewicz też poleca, jest to poezja trzymająca za łeb), a wydawnictwo spięło to wszystko w książkę o prezentowym potencjale. A treść? To poezja walcząca o uznanie dla kobiet, ich pracy, losu, historii.
 

Poezje zebrane Świrszczyńska
 

Nic dziwnego, że to właśnie wiersz Świrszczyńskiej otwiera „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak, tegoroczny fenomen czytelniczy. Utwór o kobiecie, która „dźwiga na plecach/ dom, ogród, pole,/ krowy, świnie, cielęta, dzieci”, a jej „prababkę/ bili batem” powinien znajdować się w każdym podręczniku. Bo powoli zaczynamy dostrzegać, że zamiast od Kościuszki, to - w większości - pochodzimy od kościuszkowskich sług.
 

Chłopki empik
 

Historię nam opowiedziano tak, by wymazać z niej doświadczenie zwykłych ludzi. Żyliśmy fikcją historyczną, wyobrażenia na temat przeszłości czerpaliśmy z Sienkiewicza i Matejki. Czas zobaczyć w historii człowieka, a nie tylko wielkie idee. Dzięki „Chłopkom”, wierszom Świrszczyńskiej, ale też książce Agnieszki Pajączkowskiej o chłopskiej fotografii („Nieprzezroczyste”), czy „Ludowej historii kobiet” pod redakcją Przemysława Wielgosza, możemy zapełnić historię nowymi bohaterami i bohaterkami.
 

Ludowa historia kobiet
 

Szukając innych obrazów

Czy dziewczyna o sobolich brwiach dostała prezent, o którym marzyła? Jak wiele wycierpi szukając ukochanego? W czym przydatny okaże się złoty tamborek i „igiełka, co sama wyszywała ściegami drobnymi”? Od wdowca, który pragnie spełnić marzenie córki, po wielką i tragiczną historię miłości. Książki prowadzą nas w nieznane i dają dostęp do wielu światów.

Jedne z nich są aż zbyt realne, jak współczesny Iran, gdzie za posiadanie „Szatańskich wersetów” Rushdiego można trafić do więzienia, inne - jak świat idealnych ludzi w powieści Atwood - trudne do wyobrażenia. A jednak wszystkie te światy istnieją, wydarzają się podczas lektury.

Rushdie pisze, że zachowujemy się często jak postaci na obrazie, przekonane że poza jego ramami niczego nie ma. Gdy odważymy się wyjrzeć poza pole obrazu, dostrzeżemy bezkres idei, myśli, ludzi, wydarzeń, faktów. Możemy przerazić się naszą niewiedzą i bezznacznością nas samych. Ale na przerażeniu nie powinniśmy poprzestać.

Mamy wiele powodów do tego, by nie wracać do bezpiecznej przestrzeni obrazu, a udać się na wycieczkę po tym nowym, zadziwiającym, wielokrotnym świecie. Bo nasz obraz może za jakiś czas zostać zniszczony przez ulewę, nagłą powódź, kataklizm, któremu nie będziemy potrafili zapobiec. Lub może zostać przeniesiony z muzealnej wystawy, gdzieś do czeluści magazynu, bo komuś tak pasowało. A raczej - bo komuś nie pasowaliśmy. Czytanie może nas uratować.

Dlatego pod choinką chcę widzieć jak najwięcej światów. Jak najwięcej dobrych książek.

Ale gdyby ktoś chciałby mi kupić czekoladki, nie będę protestował.
 

Empik ksiażki prezenty
 

Więcej felietonów znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: źródło: shutterstock.com